Głupi, głupszy, unijny

Największe absurdy (nie tylko) unijne

Ślimak jest rybą, marchewka i pomidor to owoce, a żarówka to małe urządzenie grzewcze. Niemożliwe? A jednak – te kuriozalne definicje to efekt unijnych przepisów lub też prób ominięcia ich. Oto subiektywny przegląd największych absurdów prawnych.

Ślimak już nie jest mięczakiem, tylko rybą słodkowodną. Dzięki tej decyzji brukselskich urzędników Francja może dotować hodowle winniczków nie wchodząc w konflikt z prawem. Z kolei marchewka stała sie owocem, dzięki temu portugalscy producenci mogą bez obaw sprzedawać konfitury marchewkowe. Podobną przemiany przeszły słodkie ziemniaki, pomidory, ogórki i dynie.

Musimy jednak rozczarować zagorzałych eurosceptyków – legendarne zakrzywienie bananów i ogórków, które kiedyś było dokładnie określone w milimetrach, już nie obowiązuje. Teraz każdy banan zasługuje na to szlachetne miano. Podobnie jak ogórek.

Ale już zwykła żarówka nagle stała się „małym urządzeniem grzewczym”. Na ten pomysł wpadł pewien niemiecki przedsiębiorca, któremu unijny zakaz sprzedawania żarówek o mocy powyżej 60 W był wyraźnie nie w smak. Zamiast przestawić się na produkcję zgodnych z unijnymi normami, energooszczędnych żarówek, postanowił wypromować zdecydowanie od nich tańsze „minigrzejniki”. Rzecz w tym, że zakazane żarówki zużywają tylko 5% energii na wytwarzanie światła i aż 95% na ciepło. Zainteresowanie „małymi urządzeniami grzewczymi” jest podobno ogromne.

- Na mocy dyrektywy 2005/32/EC, tradycyjne żarówki są wymieniane na energooszczędne. Cały ten proces potrwa do 2016 r. Już zakazano sprzedaży m.in. żarówek 100W i o ile jest to słuszne z uwagi na ochronę środowiska, choć jest to kwestia dyskusyjna, to zaskakujące jest, że już w wielu państwach członkowskich UE powstał „rynek kolekcjonerski żarówek”. Są one sprzedawane, jednak pod innymi oznaczeniami – tłumaczy Aneta Wrona – Kłoczko, prawnik z Kancelarii Prawnej M. Szulikowski i Partnerzy.

Jej zdaniem, zarówno polskie, jak i unijne prawo pełne jest uregulowań, które często są uważane w powszechnej opinii jako absurdalne, zbyt szczegółowe, niedorzeczne, a nieraz również ich lektura budzi uśmiech na naszej twarzy.

- Trudno powiedzieć, skąd wynikają te uregulowania. Może ze zbytniej gorliwości ustawodawcy i chęci szczegółowego uregulowania wszystkich sfer naszego życia? A może ze zbyt szybkiej zmiany stosunków społecznych, za którą nie podążają zmiany w prawie i przez to są nieadekwatne? Choć trudno znaleźć jednoznaczną przyczynę takiej sytuacji, to łatwo znaleźć jej efekty – mówi Aneta Wrona – Kłoczko.

Przykładów nie trzeba długo szukać.

- Siedzenia kierowcy w kołowych ciągnikach rolniczych lub leśnych reguluje dyrektywa Komisji, w której m.in. znajdziemy następujące zdanie: „w przypadku gdy położenie siedzenia jest regulowane jedynie wzdłużnie i pionowo, oś wzdłużna przechodząca przez punkt odniesienia siedzenia jest równoległa do pionowej płaszczyzny wzdłużnej ciągnika, przechodzącej przez środek koła kierownicy i nie więcej niż 100 mm od tej płaszczyzny". Inne dyrektywy poświęcono np. lusterkom czy wycieraczkom w ciągnikach – podkreśla Aneta Wrona – Kłoczko.

Michał Gwizda, partner w Accreo Taxand, firmie zajmującej się m.in. doradztwem europejskim, w codziennej pracy również styka się przepisami, które są - delikatnie mówiąc - nie zawsze logiczne.

- Absurdów w obszarze dotacji jest tyle, że trudno wybrać te, które są najbardziej absurdalne – podkreśla.

Według niego, do tych najczęściej spotykanych należą:

- konieczność sporządzania aneksów do umów z instytucjami publicznymi, gdy pojawiają się rozbieżności w kosztorysach na poziomie kilku groszy (procedura potrafi trwać nawet kilka miesięcy),

- projekty szkoleniowe to wielokrotnie niskie i uznaniowe standardy oceny z komentarzami w protokołach przesyłanych do ubiegających się o wsparcie typu: „to jest hańba”, bo według tzw. eksperta oceniającego składający wniosek szkoli np. za mało kobiet,

- rundy „kto pierwszy ten lepszy” – na szczęście większość instrumentów została wyłączona z tej zasady, ale ostatnio w ramach działania 4.5.1 PO IG (największe dotacje w kraju na inwestycje powyżej 160 mln zł) kolejka osób stała pod Ministerstwem Gospodarki przez 4 dni non stop aby móc złożyć wniosek,

- bezsensowne kryteria oceny – np. brak ISO za 1 punkt powoduje, że wniosek super innowacyjny nie dostaje wsparcia,

- dziwna hierarchia instytucji: Ministerstwo Rozwoju Regionalnego i Ministerstwo Gospodarki nadzorują PARP, a i tak PARP podejmuje ostateczną decyzję, często sprzeczną ze stanowiskiem lub sugestiami instytucji wyżej w hierarchii (mimo, iż wcześniej wstrzymywał się z decyzją kilka miesięcy czekając na interpretację i stanowisko tych instytucji, a jak je otrzymał, to podjął decyzję niespójną z tym stanowiskiem).

Jak wiadomo, Polak potrafi – nie potrzebujemy Unii, żeby stworzyć absurdalne przepisy. U nas niemal każdy samochód można błyskawicznie zmienić w ciężarowy – wystarczy wstawić kratkę.

Aneta Wrona – Kłoczko wymienia kilka innych absurdów naszego prawa.

- Obowiązek meldunku – absurd – relikt minionej epoki, który od 1 stycznia 2014 r. ma zniknąć z naszego życia. Przewiduje go ustawa z dnia 10 kwietnia 1974 r. o ewidencji ludności i dowodach osobistych, przykładowo, zgodnie z art. 10 tej ustawy „osoba, która przebywa w określonej miejscowości pod tym samym adresem dłużej niż trzy doby, jest obowiązana zameldować się na pobyt stały lub czasowy najpóźniej przed upływem czwartej doby, licząc od dnia przybycia”.

- Legalizacja samowoli budowlanych powstałych przed 1 stycznia 1995 r. – do końca 2007 r. można było zalegalizować nielegalnie wybudowane budynki w latach 1995-1998 na podstawie nowelizacji ustawy Prawo budowlane, absurdem jednak jest to, że do tej pory nie wprowadzono przepisów dotyczących legalizacji budynków, wybudowanych niezgodnie z prawem przed 1 stycznia 1995 r. Jest już co prawda uchwalona ustawa przewidująca legalizację tych budynków, jednak od maja 2009 r. znajduje się ona w Trybunale Konstytucyjnym.

- Co może zdziałać krótkie sformułowanie „nie podlega opłacie”? Okazuje się, że czasami może mieć ono wielkie znaczenie szczególnie w Urzędzie Stanu Cywilnego (USC). Jeżeli chcemy ożenić się/wyjść za mąż w innym mieście niż się urodziliśmy, potrzebujemy odpisu aktu urodzenia wystawionego przez urząd, właściwy ze względu na miejsce naszego urodzenia. Jednak to, że mamy taki odpis, to nie znaczy, że uda nam się od razu załatwić wszystkie formalności w USC. Musimy sprawdzić, czy jest na naszym odpisie stempel "nie podlega opłacie", czy też jest on opłacony. Jeżeli na naszym odpisie znajduje się stempel „nie podlega opłacie”, to został on wydany na inne cele niż zawarcie małżeństwa i potrzebujemy praktycznie identycznego odpisu aktu urodzenia, tylko z adnotacją "zapłacone". Być może to błahostka, ale takich „błahostek” w załatwianiu spraw urzędowych jest tyle, że czasami naprawdę potrafią przyprawić o zawrót głowy.

 

Źródło: onet.pl

[Powrót]